Miało być o Filipinach i niebiańskich plażach tudzież smagłych torsach umięśnionych ratowników, ale... oto w komentarzach do oclenia, tfu, ocenzurowania, zmodernizowania i zatwierdzenia znalazłam swoje pierwsze (w dwuletniej historii mojego blogowania) wiadro żółci, jadu i wymiocin zielonej zazdrości.
Zazwyczaj bowiem czekały tam na mnie (w folderze Nowe lub Spam) - propozycje schudnięcia (dziękuję, mam już swoją dietę i talię osy, czasem szerszenia lub trzmiela), jakieś dziwolągi wyplute przez translator a stanowiące impresję na temat... hmmm, najstarsi górale też mają problem z rozkminą, czasem szczodre oferty majorów amerykańskiej armii w Iraku (piszacych z łotewskich adresów mailowych) proszących o pomoc wyciągnięciu taaaaaakiej gotówki z jakiegoś banku z solidnym wynagorodzeniem za ową pomoc itp, a także sposoby na powiększenie mojego penisa i te pe. Oto przykłady, akurat penisów na stanie nie miałam, więc wrzucam co nadlecieło:
Zatem, piję sobie herbatkę, zagryzam bułeczką parową z farszem ostro-kapuścianym, i cała radosna klikam na dwa nowe komentarze i....
Taddam! Ta-duuuum! Psssss!
Oto mym oczom niewierzącym w co widzą się ukazała krótsza i dłuższa wypowiedź pisemna, od najwidoczniej tej samej osoby, z tym samym @, nickiem i IPkiem, wyglądająca tak:
Zresztą nieważne.
Chwilę poturlałam się ze śmiechu po podłodze, czytając owe wysokiej klasy i poziomu (przynajmniej w ocenie autora/autorki) - wypociny.
Tak, jestem głupia i mam flaki zamiast mózgu. No i co z tego? (Aaaa, to stąd te "ludzkie flaki" w wynikach wyszukiwania! Wyjaśniła się wielka zagadka kreskówek)
Tak, jestem wieśniarą, nawet z hektarami ziemniaków i cebuli, i do szkoły miałam pod górkę najwidoczniej - bo moje kompetencje językowe w użyciu języka polskiego nie umywają się tych z komentarza. Ani ciut, ciut. Nawet pijana w sztok nie umiem takiego arcydzieła fleksji, składni, ortografii i logiki wypowiedzi wypłodzić. Nie mówiąc już o słownictwie, frazeologii itepe. Nawet gdyby mi cała rodzina pomagała - bo sama nie podołam doczołgać się do tego poziomu.
Tak, jestem debilem, który wyjechał za granicę i robi z siebie wariata. Najbardziej ubawiło mnie to, w kontekście sprawdzenia IP mojego pokemona.
No dobra, może użył VPN... To w końcu nie aż tak skomplikowana procedura, nawet średnio rozgarnięty orangutan da radę obsłużyć i poudawać że jest na drugim końcu świata.
Tak, moi Czytelnicy to takie same jak ja emocjonalne popaprańce i osoby ze specyficznym poczuciem humoru oraz odpowiednim IQ. Rzecz jasna, ciut wyższym niż ten prezentowany przez amebę. No. To nawet możemy związek zawodowy założyć. Albo partię polityczną, dzięki ci trollu za wskazanie tej drogi w życiu.
Chwilę zastanawiałam się, czy to aby nie wspomniane kiedyś przeze mnie panie z "Cudu Kawai" aka duetu "Oriental Queens" odpowiedziały stadnie, gromadnie i zabójczo niczym nindżowie na kocich łapach. Bo akurat skomentowano tak bezlitośnie, łamiąc moje serce niewinne i samoocenę, i wrażliwość i w ogóle noooo - wpis w którym nieco popastwiłam się nad owymi królowymi internetu i światowej klasy specjalistkami od kosmetyków azjatyckich. Ale, pewności nie mam, może to ktoś z osieroconego stadka pokemonów Anny DwaKoty (zamknięty już niestety blog o japońskiej wsi).
Kimkolwiek by nie był ów troll, karmić go nie będę. Komentarze idą przez moderację, więc szanse na siarczyste bluzgi w moim królestwie - znikome. Ale...
Tak sobie myślę - może rozpocznę cykliczny przegląd "Z blogiem wśród trolli"? Będę najbardziej soczyste kawałki publikowała, z komentarzem oczywiście, tak dla jaj? Dokładnie tak jak pokazuję rodzynki ze statystyk...
Co wy na to? Zatem, trollinko, masz szansę zabłysnąć.
A na Filipiny zabieram was jutro. I tak parę razy do świąt, bo pogoda w Polsce paskudna, więc słońce, palmy i kokosy -zalecane.